FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Dawno dawno temu...? Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Pajęczyna
Wykolejona Dziewczynka



Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 527
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wioski

PostWysłany: Wto 22:36, 14 Lis 2006 Powrót do góry

Jak wiadomo jest to specyfik...
Zobacz profil autora
KILLER




Dołączył: 11 Paź 2006
Posty: 835
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: From the Mists of Morpheus

PostWysłany: Wto 22:59, 14 Lis 2006 Powrót do góry

wielce ceniony przez koneserów chleba.
Zobacz profil autora
Candomble
Bóg Duszkółek



Dołączył: 30 Wrz 2006
Posty: 2308
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Stamtąd

PostWysłany: Śro 9:55, 15 Lis 2006 Powrót do góry

Dlatego tez detektyw inwektyw...
Zobacz profil autora
Ghost




Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Podziemie

PostWysłany: Pią 10:19, 17 Lis 2006 Powrót do góry

zabrał się za pranie, które
Zobacz profil autora
Dara Sawall
Zielona Wredota



Dołączył: 30 Wrz 2006
Posty: 2543
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: OZ

PostWysłany: Pią 14:37, 17 Lis 2006 Powrót do góry

wiszaąc od maja, zdążylo już zszarzeć.
Zobacz profil autora
Ghost




Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Podziemie

PostWysłany: Pon 11:51, 20 Lis 2006 Powrót do góry

Zaczął prasować gdy przypomniał sobie...
Zobacz profil autora
kossak




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Brodnica/Gdańsk

PostWysłany: Pon 17:20, 20 Lis 2006 Powrót do góry

że poniedziałek jest głupi

(czy nie fajniejsza bylaby wersja ze kopiowaniem calego teksu i doklejaniem swoich kilku slow? wiem, ze to na to samo wyjdzie, bo poprednich czesci i tak nikt nie czyta, ale... Smile)
Zobacz profil autora
Dara Sawall
Zielona Wredota



Dołączył: 30 Wrz 2006
Posty: 2543
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: OZ

PostWysłany: Pon 17:24, 20 Lis 2006 Powrót do góry

<raz na jakis czas damy calość Laugh wtedy jest fajny efekt Laugh

a w kazdym razie głupszy niż..
Zobacz profil autora
KILLER




Dołączył: 11 Paź 2006
Posty: 835
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: From the Mists of Morpheus

PostWysłany: Pon 19:14, 20 Lis 2006 Powrót do góry

pozostałe dni tygodnia.
Zobacz profil autora
kossak




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Brodnica/Gdańsk

PostWysłany: Pon 19:38, 20 Lis 2006 Powrót do góry

w tym ten między środą a czwartkiem
Zobacz profil autora
KILLER




Dołączył: 11 Paź 2006
Posty: 835
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: From the Mists of Morpheus

PostWysłany: Pon 21:34, 20 Lis 2006 Powrót do góry

Jednak najgorsze w tym wszystkim jest...
Zobacz profil autora
Kamol




Dołączył: 20 Paź 2006
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 0:00, 21 Lis 2006 Powrót do góry

fakt ze tydzien ma tylko 7 dni...
Zobacz profil autora
Serafin
Antropomorficzna Personifikacja



Dołączył: 29 Wrz 2006
Posty: 1619
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: ja się tu wziąłem?

PostWysłany: Wto 1:49, 21 Lis 2006 Powrót do góry

A ja zebrałem całe nasze pierwsze opowiadanie ze starego forum Smile

Kosmos Grey_Light_Colorz_PDT_10

Cytat:
Żył sobie kiedyś bardzo tajemniczy człowiek o bardzo małym poczuciu odpowiedzialności społecznej, więc zawsze robił od rana do wieczora tajemnicze zielone, małe i obleśne sweterki z podobizną kogoś, kto niegdyś kradł sołtysowi kapustę. Owy człowiek machał jedną nogą w prawo i do przodu, aż nagle zobaczył, że brakuje mu zegarka, musiał wiec przeskakując z nogi dotrzeć do wielkiej Krokwi. Ale uświadomił sobie, że pożyczył kradziony samochód proboszcza. Był lekko skonfundowany, nie wiedział jak wrzucić wsteczny bieg, musiał pójść po instrukcje obsługi i wtedy nagle pociemniało, okazało się, że na horyzoncie pojawiły się dziwne w kolorze khaki, które skakały wymachując wszystkimi kończynami. Ci zapchleni żołnierze o dziwnym zapachu sfermentowanych pomarańczy ruszyli krok naprzód krzycząc po niemiecku
- SCHNELLER SCHNELLER SCHNELLER!!!!!
Popatrzył na nich pogardzającym wzrokiem i spokojnym głosem powiedział:
- Panowie i panie bardzo proszę o spokojne i uważne wysłuchanie mojej opowieści.
Jednak rozwrzeszczany oddział postanowił zignorować błędy i zgodnie z rozkazami pojmali go. Wtem zza węgła wyłoniła się wielka czarna furgonetka. Podjechała pod garaż i zahamowała z piskiem. Bagażnik otworzył się, a dwóch ubranych na czarno funkcjonariuszy wyskoczyło z furgonetki, zaczęło kopać w okolicach garażu. Pojmany człowiek chciał uciekać, kopnął w krocze nadchodzącego sąsiada i idącego z nim żołnierza. Wyrwał się, a raczej wyszarpnął i zaczął gonić taksówkę, która akurat wcale nie jechała. Lecz była holowana na bardzo pozawijanym, cienkim sznurze. Wyciągnął więc nóż, przeciął sznur, wskoczył do taksówki, gdy zorientował się że zapomniał portfela. Musiał jednak uciekać, więc powiedział taksówkarzowi: "ruszaj albo użyję noża!" Ulegając presji taksówkarz z piskiem opon, zachowując zimna krew przedarł się przez kordon pijanych sióstr zakonnych uzbrojonych w lance i miecze świetlne, którymi się nawzajem doprowadzały do obłędu. Ponieważ były Azjatkami pochodzenia niekoniecznie pozaziemskiego, ale w ich żyłach płynęła najczystsza, wysokoprocentowa importowana woda mineralna Jurajska. Po dwóch godzinach zgubił wreszcie pościg i postanowił, że musi się skontaktować za pomocą telepatii ze swym mocodawcą, który jest jedynym przedstawicielem gatunku pradawnych stworów z głębi podświadomości, zwanych Koszmarami. Coś jednak przeszkadzało w kontakcie, ponieważ księżyc skrywał się za dziwną zieloną i nieco ruchliwą chmurą, która nagle bez powodu podpłynęła do niego i tak mu powiedziała:
- Musisz iść do sklepu monopolowego by nabyć niezbędny w podróży napój izotoniczny.
Którym w razie potrzeby napoiłby swojego małego niecałkiem normalnego i brzydkiego drugiego pilota. Zakupiwszy napój dostał dwa i pół razy więcej niż normalni ludzie, co wcale nie było zbytnim powodem do radości, gdyż przedawkowanie grozi w najlepszym wypadku częściowym lub całkowitym utraceniem zdolności do wyrażania swoich myśli, szydełkowania i mielenia mięsa. Nie bacząc jednak na fakt, że jego umysł podpowiada co innego bardzo mocno objął i nie chciał puścić kwadratowo-okrągłego, fioletowego, stojąco-wiszącego na biało-zielonym stojaczku, trochę odstającego od reszty jednakże dobrze wyglądającego i nienajgorzej pachnącego skrzata-mutanta, któremu z uszu wystawało coś na kształt przyczłapki do bulgulatora, a była to mała trąbka wydająca z siebie resztę za piwo, jtórego niestety nikt nie mógł znaleźć. Owe piwo, było niemal natychmiast wchłaniane, mimo że służyło do celów sanitarnych bo czyszczono nim zapomniane i opuszczone pracownie snycerstwa, w których przechowywano konwalie w maju i stare rękawice, wraz z parą trochę za dużych żołnierskich spodni. Wszystko to było własnością nadpobudliwego olbrzyma, który kochał kwiatki i króliczki, ale nie lubił Starogardzkiej i drogiego wina. Niestety akwizytor sprzedający najlepsze wina zawitał do olbrzyma pytając:
- Którędy do kościoła? Klasztoru Szał Lin konkretnie.
Olbrzym ryknął potężnie
- Eee... nie wiem kochaniutki zapytaj staruszki mieszkającej w drewnianej chatce na skraju lasu zwanej przez niektórych Kusalagupaguhondakawasaki, co znaczy: Uciekaj.
Nie wiedząc jednak jak pokonać zasieki, zrobił podkop przy pomocy znalezionego w kieszeni widelca na baterie, ze zintegrowaną ładowarką, która świeciła niestety zbyt słabo, więc zabłądził w tunelu i potknął się o rozkładające się ludzkie zwłoki. Ściągnął z martwego kurtkę pogryziona w wielu dziwnych miejscach. Ślady zębisk zaniepokoiły go, wyglądały bowiem na zęby wilków... baaardzo dużych wilków... baaaaardzo głodnych wilków, czyli słynnych Wargów. Zwierzęta wyskoczyły zza glebogryzarki pana Edka w obcisłych gorsetach zaczynając tańczyć flamenco i śpiewając szanty. Grały przy tym na ręcznie malowanych bałałajkach szczerząc jednocześnie zębiska. Ich niecodzienny wygląd spowodowany był przedawkowaniem metanu, którego opary szkodliwie zadziałały na tropikalne lasy deszczowe i żyjące w nich ufoludki z Marsa i warzywa o dziwnych kształtach, które były pożywieniem latających mrówkojadów szablo zębnych, wydających na iście niewiarygodną ozonową zupę termojądrową, która bulgotała niebezpiecznie nabrzmiewając, wciąż zmieniając konsystencję i czekając aż pojawią się pęcherzyki pękające, wydając smrodliwą woń globulki unoszą się w końcu w powietrzu i przenikają do płuc nadchodzących ludzi, siejąc destrukcyjne objawy samozadowolenia i zatwardzenia na obszarze Australii i Oceanii oraz Nowozelandzkich fiordów, gdzie słychać donośne poświstywania bobrów zawijających je w te sreberka. Jak przystało na boberka, a one, te zawijane w te sreberka sprzedawały na jarmarku za ładny uśmiech i obietnice poprawy polskiej gospodarki, jak to premier obiecał. Zaskoczony widokiem zwierząt postanowił przybrać postać starego kalosza z piwnicy wujka Edmunda, który z zapałem kolekcjonował patyczki do uszu firmy "LOLO" z dwa razy grubszą warstwą waty i skrzydełkami bez namoczenia w nowym wybielaczu, który można było tanio kupić na indiańskich bazarach na które co niedzielę zwożono genetycznie modyfikowane pomidory w kształcie ogórków i smaku kapusty.
Gdy już dokonał przemiany zmodyfikował swój statek i odpłynął rurami kanalizacyjnymi wraz z rwącym nurtem zielonej, spienionej wody. Dni wiele podróż trwała, podróżnika całkowicie wyczerpała zabawa z syrenami które śmierdziały mąką ziemniaczaną, której używały do talkowania swoich ogonów aby łatwiej było plumkać się w różowych kałużach wyobraźni, przepływających żeglarzy szukających syren i skarbu. Ale to tylko zachęciło go wypłynięcia na różowe kule, które pachniały lawendą i liliami i kolebały się w dziwnym rytmie przypominającym ruchy wielorybów. Przytłoczony dziwnym krajobrazem usiadł i zapłakał, bo przypomniał sobie jak długo już nie jadł kremówek. Ich finezyjny smak czuł ciągle, miał nadzieje, że wkrótce ból zniknie i wróci do krainy w której to wszystko się skończyło i skąd wzięło początek i jeszcze raz spojrzał w niebo które było całkiem nisko. Niepokojąco nisko. Chciał wstać, ale ciągle zniżające się niebo sprawiło, że zaczekał. Irytujący, syczący odgłos stale narastał. Nagle usłyszał łopot, wielkie dyski zbliżały się a on nie mógł się teleportować, ponieważ mały czerwony guziczek nie pasował do zielonej diody, która oznaczała, ze tiulowe firanki powinny się zwinąć. Jednakowoż kolor firanek od fiołkowego przechodzący do koloru guziczka, nie współgrał z resztą otoczenia, co chwila zamieniając się w paskudnego pomarańczowego króliczka. Królik spojrzał złowrogo.
- Jestem spóźniony!
Warknął, poprawił koszulę i założył pstrokaty kapelusz, stuknął laską o konar drzewa, w którym otworzył małe drzwi przez które wciągnął go za sobą. W tunelu znajdowało się biuro do spraw imigrantow ze stumilowego lasu, którego szefem był żółty, puszysty, miodożerny skrzat w zielonym szaliku zrobionym na drutach przez Starego Dziadka Mroza w zamian za chatkę z piernika i skórzane rękawiczki a także żółtą ciżemkę. A na domiar złego zgubił kota, który potrafił tańczyć makarenę i stepować. Na całe szczęście w kieszeni miał używany przyjazny środowisku gaźnik, dzięki któremu traktor pana Kowalskiego ruszył, jednak zapomniał o białej fladze z nadrukiem: "made in china quo vadis śmierdzielu". Flaga umazana była sadzą, co wyzwoliło wspomnienia o tatusiu, który codziennie przed snem palił się... ze wstydu, tupiąc nie do rytmu w krzesło babci zrobione z 200-letniego bambusa, które kupił w egzotycznym sklepie z wieloma tajemniczymi zwojami zawierającymi historię Burkina Faso i nieznane ryciny z Kamasutry. Spojrzał z podziwem i próbował podrobić podpis autora, aby skorzystać z karty kredytowej (na dodatek złotej), która ukradł kuzynce ciotki wuja szwagierki brata dziadka. Zrobił to nie bez powodu bo planował bitwę na pomidory w sukience i szpilkach wbitych w laleczkę voo-doo i zawieszoną na miniaturowej szubienicy. Zastanowił się jaki sznurek najlepiej przywiązać do odstającego ucha olbrzyma, który mało co nie potknął się o wystającą głowę kaczuszki pływającej samotnie po różowym jeziorze i nucącej standardy Scotta Joplina, które wprowadziły ja w nastrój przygnębiającej depresji. Szok termiczny z natury był jej obcy, jednak spodobał jej się i w związku z tym uległa nowemu doświadczeniu zapominając się bez reszty.

Sprawiło ono, że jej dotychczasowe pełne uciech rozpustnych tańce na linie wysokiego napięcia, przesłały budzić sąsiadów w ich trzydziestym-czwartym tygodniu powstrzymywania się od zażywania upragnionego bulgoczącego środka na pewna dosyć wstydliwa przypadłość, która objawia się niepohamowanym, ogromnym, rzec by można - przerażającym apetytem na żółte kaczuszki w sosie własnym. Jednak gdy widzieli kaczkę opromienioną boskim blaskiem wschodzącego księżyca to im stawały wielkie gwiazdy w snobistycznych dzielnicach Hollywood. Dziwnym trafem każda z nich była tak samo nieodpowiednia dla naszego bohatera, który wolał kolorowe słoniątka ozdobione oczywiście różowiutkimi wstążeczkami. Owe słoniątka były niezwykle kompatybilne z malinowym barwionym na zielono sokiem w butelce sprzedawanym nieopodal tajemniczego czarnego kamienia w żółte kropki, którymi zaraził się od salamandry, co w konsekwencji powodowało zamknięcie się w sobie i otwarcie butelki z zupą szpinakową, która smakiem przypominała wielkie lody waniliowe z orzechami, topiące się w zgrabny serek topiony z baraniego tłuszczu, który produkowano w niewielkiej fabryczce, stojacej za magicznymi wrzeszczącymi krzakami (i strasznie z niej śmierdziało owym baranim tłuszczem) dymiącej czarnym dymem unoszącym się znad fajek najstarszych Indian w wiosce, którzy malowali usta zielonym błyszczykiem o smaku zagadkowo metalicznym, a to z racji występowania w atmosferze pyłków z innej planety z innego układu słonecznego w którym znajdowało się wieeeeelkie żółte jajo wypełnione płynną czekoladą otoczone przez zielone poruszające się z prędkością światła, kulki z miodu, który powodował bardzo szybki wzrost paznokci u stóp a także zębów w widelcach oraz dziury w skarpetach u co wrażliwszych osobników. Popadając w zastraszającym tempie w zakłopotanie, światła obślizgłe i brzydkie utkane przez smukłe długouche i długonogie wróżki które popijały po kryjomu znaleziony przypadkiem żurek zrobiony przez babunię siedmiu pyskatych i odrobinkę zarozumiałych chodzących w sukienkach z liści, które wcześniej przeżuwała paćkowata glista z rodziny puchatych i mięciutkich chodzących po drzewach pająków o łagodnym usposobieniu tresowanych niedźwiadków, które jedzą i nawet pływają w stawach zbierając grosz do grosza. Wydawały je na żelki i równie smaczne szalupki produkowane przez Braci Gigantów w przydomowej szopie skrzywionego lisa pobierającego haracz od nieświadomych niczego ropuch śpiewających w chórze niedocenianych błyszczących szczuroludzi, płacących go za pomocą miedzianych monet z dziurką, wymienianych na starym kontynencie na buteleczki, z tajemniczym brodatym ludzikiem w kufajce, który przepowiadał przyszłość. Dlatego był przedmiotem pożądania tych którym zawsze brakowało sera na kanapki z pastą musztardową i żelkami w polewie octowo-mirabelkowej, których to działanie doprowadzało do histerycznego śmiechu, zawsze wywoływało kontrdziałanie ze strony karaluchów spod kanapy Wielkiego Złego Mistrza w stójce bokiem. Przedostając się do tunelu pełnego obślizgłych i tłustych pająków lubiących dżemy truskawkowe i jabłkowe popijane coca colą i odrobiną piwa po którym zaczynali spiewać nieprzyzwoite piosenki o sierotce Marysi i Czterdziestu Apostołach, wykonując przy tym niedwuznaczne gesty lewą nogą połączone z machaniem do przejeżdżającyh Taksówkarzy Zagłady, będących na służbie Czerwonego Kapturka który w rzeczywistości był podwójnym agentem KGB, ale próbował przejsc na jasna strone za pomocą gry w bierki z niewielkim zielono-skorym stworzeniem odpowiedzialnym za porządki w szopie Wesołego Billa który rozsypywał wszedzie różowe puszyste kroliczki z duzymi ogonami w kształcie przywadzacymi na mysl liście dębu, jednak całe to przejscie wyszło mu bokiem i poszło w kierunku niekończącego się ręką a nawet nogą lasku pełnego muchomorów. Poza grzybami w lesie rosło napięcie, gdyż druty telefoniczne nieopodal peronu 9 i 3/4 jakoś tak zapuszczały black metal, w związku z czym wszyscy niemetale budzili się z letargu i zaczynali polować na płyty... a tory to już wogóle szły jak świeże bułeczki - wszak to też metal drażniący w nadmiarze starsze panie uzbrojone w parasolki i niewyczerpane źródła plotek i ploteczek. Dywagowano choćby na temat, gdzie się wszystko zaczęło, a zaczęło się w jaskini na Hawajach dawno, dawno temu kiedy pierwsza kura zniosla jajko i zapoczątkowała nową rasę wielkich, rozowych, krwiozerczych żółwi z paznokciami, którymi kopaly w poszukiwaniu dawno zaginionego Świętego Graala jajek. Rasa ta mimo glupkowatego wygladu oraz obsesyjnego zachowania byla niezwykle inteligentna dzieki czemu z łatwoscia potrafiła rozwiązać nawet najgorszy test mozliwosci intelektualnych. W chwili podania wyników testu zagrzmiał tubalny głos wydobywający się z małego otworu poniżej dolnej półki na której stały dwa szeregi zamaskowanych wojownikow.

Głos rzekł:
- Jam jest ten który był na początku i będzie na końcu wszystkiego ponad morzem z ruskich matrioszek z porcelitu których imię brzmiało czterdzieści i cztery-dziesiąte a miedzy jednym i drugim nudzę się potwornie , wiec wymyśliłem dla ludzkości Quest!
Skutkiem ubocznym tego stało się uzależnienie połowy z występujących na planecie dzikich bananów oraz kłujących malin o subtelnym, finezyjnym lekko niegustownym aczkolwiek pasującym kolorze piasku, dzięki czemu dosyć dobrze maskowały nieświeżość i podłe zamiary poczciwego grubaska o nieco pociągłej twarzy i bardzo długim ogonie, co zakończony był czterokątnym, okrągłym, świecącym w ciemności, wyjącym w autobusach i układającym horoskopy, przyciskiem do papieru. Przycisk ten potrzebny do wałkowania ciast i prostowania skrzywionych (psychicznie) lalek na sznurkach, które tańczyły smętną milongę w rytm argentyńskiego tango granego przez genialnego, syjamskiego kota w worku. A z worka wystawał chomik, który pogryzał, suszone ananasy na zmianę z plastrem kiełbasy o zapachu czosnkowym z dodatkiem grzybków halucynogennych, które co i rusz zmieniały go w wielkiego bajgiełka, żeby potem pomyśleć: Co to jest do cholery bajgiełek? A jest to, ni to duży, ni to mały i podobno jadalny zestaw do pielęgnacji płotów. Nagle chomik jęknął cichutko, wyprężył nóżki i zamarł na wieki. Przerażenie ogarnęło jego chomiczą duszyczkę, kiedy zobaczył potężną, acz kościstą postać z kosą. Była to olbrzymia, wyprostowana świnka morska z małym ogonkiem, w kształcie piłeczki pinpongowej i drżącym głosem powiedziała:
- PIP
Na te słowa okoliczny motłoch zawył wielkim wyjcem, przytwierdzonym do hulajnogi głównego posterunkowego, i zakrzyknął:
- Balcerowicz musi odejść!!!
Chomik, odwrócił się i pokornie wgryzł się w niebieską karoserie, pędzącego radiowozu, który nie miał hamulców i dziwnym cudem dojechał, z niewielkimi problemami co prawda, ale jednak dojechał, do drzewka agrestowego, które bez kół, bez zderzaków samochód ominął i wgryziony w karoserię chomik wraz z wgryzionym w karoserie myszoskoczkiem wyskoczyli do góry otwierając butelkę z aromatycznym, czerwonym płynem do mycia naczyń marki ludwik o zapachu jabłko-mięta. Zawartość butelki wylała się na bogu ducha winnego znaka ostrzegawczego, który zachybotał się histerycznie, po czym począł niby jęczeć z bólu i zwijać się niebezpiecznie w trąbkę Eustachiusza. Chomik, nie tracąc czasu, wyciągnął zapalniczkę i zapalił trawę, ale zorientował się, że to tylko herbata malinowa, której nie cierpiał, bo miał uczulenie na maliny i dostawał potem wypieków i swędzącej wysypki w najmniej oczekiwanych sytuacjach życiowych. Tymczasem gdzieś pod lasem w chatce z piernika, babcia Jadzia próbowała nowego przepisu na sok z biedronki (czy to żuk był może), którego najważniejszym składnikiem był róg jednorożca, w połączeniu z ciasteczkiem babuni upieczonym za króla Ćwieczka I. Nagle, jak grom z jasnego nieba, gruchnęła wieść o nagłym poczęciu, którego owocem zepsutym było wypoczęcie i naczęcie trzech niesamowicie różowych pulchnych, i bardzo krzyczących główek kapusty, które śpiewały piosnkę o białej gęsi zmienionej w pulchną i różową główkę kapusty. Główka skakała w rytm klekoczących na wietrze zielono - fioletowych, nadmuchanych żab, które wybuchały po zetknięciu z Jasiem i Małgosią, Którzy chatkę z piernika sprzedali w Toruniu słynnej Ghost, która następnie je zjadła a okruszki popakowała w słoiki i częstuje podróżnych na zapomnianych ziemiach sprowadzając na nich 7 plag egipskich i ptasią grypę, na co błogosławieństwo daje Kaczuszka, która ma siedmiomilowe buty i elekcje jak prezydent ścięty krótko po wyborach.


Ostatnio zmieniony przez Serafin dnia Wto 17:05, 21 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Candomble
Bóg Duszkółek



Dołączył: 30 Wrz 2006
Posty: 2308
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Stamtąd

PostWysłany: Wto 16:45, 21 Lis 2006 Powrót do góry

..pozytywnych i ledwo 2 niedziele...
Zobacz profil autora
Dara Sawall
Zielona Wredota



Dołączył: 30 Wrz 2006
Posty: 2543
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: OZ

PostWysłany: Wto 17:02, 21 Lis 2006 Powrót do góry

Laughing Laughing Laughing
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin